ostatnio codziennie rano powtarza się ten sam scenariusz:
myję włosy, suszę , ukladam. wychodzę na dwój - leje. mam niby parasol itd., ale jak dochodzę do pracy, mam już na głowie jakies poskręcane siano. Jakie macie sposoby na to, żeby fryzura przetrwała takie przeciwności losu ? kaptur? czapka? wszystko na raz??
myję włosy, suszę , ukladam. wychodzę na dwój - leje. mam niby parasol itd., ale jak dochodzę do pracy, mam już na głowie jakies poskręcane siano. Jakie macie sposoby na to, żeby fryzura przetrwała takie przeciwności losu ? kaptur? czapka? wszystko na raz??
Comment